Pokaż ceramikę,
a powiem Ci kim jesteś
WielkoWiejski Targ jest niezwykłym miejscem, gdzie można znaleźć między innymi piękne ręcznie wykonane przedmioty o ozdobnym lub użytkowym charakterze.
Ieżeli odwiedzicie nas na Targu, zapewne natraficie na stoisko pani Aliny Zielonki i pani Agnieszki Kulon, które wspólnie prowadzą tutaj sprzedaż ceramiki pod nazwą A&A. Zapraszam do przeczytania rozmowy, która przybliży Wam „kuchnię” ich ceramicznej przygody.
Wiadomości WW: Która z pań postanowiła, że zajmiecie się ceramiką i skąd wziął się na nią pomysł?
Alina Zielonka: To był mój pomysł. Wiązał się z sytuacją w której się znalazłam. Akurat wtedy, 8 lat temu, pracowałam jako dyrektorka przedszkola. Miałam mnóstwo obowiązków, które bardzo angażowały cały mój czas, a decyzje, które podejmowałam, wyczerpywały mnie emocjonalnie. Poczułam potrzebę przełamania rutyny, znalezienia przestrzeni, która będzie dla mnie swoistą odskocznią od bieżących problemów i znalezienia sił do spojrzenia na otaczającą mnie rzeczywistość z innej perspektywy. Zapisałam się na warsztaty ceramiki w jednej z krakowskich pracowni… i bardzo mi się spodobała ta twórcza praca z gliną. Pozwoliła mi odseparować się od bieżących problemów i pomogła mi się wyciszyć, czego wówczas bardzo potrzebowałam.
A czy wcześniej miała Pani kontakt z podobnymi pracami artystycznymi?
Alina: Byłam wychowywana przez samotną matkę i nasza ówczesna sytuacja materialna nie pozwalała na to, abym mogła studiować któryś z artystycznych kierunków, np. architekturę, ale podejmowałam różne wyzwania. Lubiłam malować akwarelami, a obecnie oprócz ceramiki zajmuję się odnawianiem mebli i tworzeniem ich w stylu quasi kolonialnym.
Czy dla pani Agnieszki praca z ceramiką też była podobną odskocznią?
Agnieszka Kulon: Po śmierci mojego syna Macieja mój świat się zatrzymał, a ja wpadłam w stan totalnego odrętwienia, który nawet nie pozwalał na sięgnięcie po książkę. I wtedy Alina zaczęła mnie namawiać, bym z nią zaczęła chodzić na warsztaty ceramiczne. Po pół roku jej nalegań zdecydowałam się wziąć w nich udział. Dziś bardzo się cieszę, że dałam się namówić na tę aktywność, która zadziałała na mnie wręcz terapeutycznie. Dodatkowo zauważyłam, że praca z ceramiką sprawia mi przyjemność, a przedmioty, które wykonuję, podobają się innym osobom.
Na WielkoWiejskim Targu zdecydowałyście się po raz pierwszy pokazać i sprzedawać wspólnie swoje prace pod szyldem A&A?
Alina: Zawsze się zastanawiałyśmy, jak będą postrzegane nasze prace przez inne osoby, tym bardziej że obie bardzo się różnimy charakterami. To sprawia, że nasze prace są wykonane w odmienny sposób i w różnym stylu. Targ w Szycach wydawał się nam doskonałym miejscem, by sprawdzić tę niewiadomą… i na pierwszym Targu okazało się, że zwolenników moich prac było tyle samo co prac Agnieszki. Na kolejnych spotkaniach targowych sytuacja się powtarzała…
Agnieszka: A&A to jest nasza tymczasowa nazwa. Poszukujemy jeszcze właściwej nazwy i brandu, który opisze nasze przedsięwzięcie. Ale na to jeszcze przyjdzie czas… tak jak na sformalizowanie w przyszłości naszego pomysłu i stworzenie wspólnej pracowni. Dziś przygotowujemy nasze prace oddzielnie. W naszych domach mamy wydzielone kąciki, ale potrzebujemy więcej miejsca (śmiech).
Alina: Czasem się zdarza, że w trakcie pracy twórczej okazuje się, że w domu nie ma wolnego miejsca, by na przykład zjeść posiłek, gdyż wszędzie znajdują się jakieś przedmioty z gliny lub narzędzia… i choć czasem dla współdomowników jest to uciążliwe, to podchodzą do tego z wyrozumiałością i humorem (śmiech). Poza tym wiele osób pyta nas, czy prowadzimy warsztaty ceramiczne. Jest sporo zainteresowanych, by nauczyć się tworzyć z gliny, a do tego potrzebne jest odpowiednie miejsce.
Pozwolicie, że spytam, czy Wasze przedsięwzięcie przynosi Wam zysk?
Agnieszka: (śmiech) Myślę, że nasze przedsięwzięcie długo nam się nie zbilansuje finansowo. Jesteśmy na etapie rozwijania naszego pomysłu i inwestowania w naszą pasję. Właśnie kupiłyśmy piec do wypalania ceramiki, a jak na nasze domowe budżety, nie był to mały wydatek.
Alina: Ceny specjalistycznych farb do ceramiki, różnokolorowych szkliw potrzebnych do naszej pracy są również bardzo wysokie…
Czy osoby odwiedzające Was na WielkoWiejskim Targu powracają do Was podczas kolejnych sobotnich Targów, a może kontaktują się z Wami poza nim?
Agnieszka: Tak, miałam takie zamówienie, by wykonać dodatkową misę do kupionej już wcześniej na Targu. Ale mamy też już grono stałych klientów, którzy specjalnie przyjeżdżają do nas po ceramikę użytkową lub ozdobną, są to np. misy, przywieszki na magnesach czy dekoracyjne róże.
A gdyby była taka sytuacja, że w jakiejś np. instytucji byłaby organizowana wystawa prac, to czy użyczyłybyście swoich, by je pokazać?
Agnieszka: Oczywiście. Są takie prace, które są dla nas szczególnie ważne. Dla Aliny są to np. jej misy, a ja mam kilka talerzy ozdobnych, których na pewno nigdy nie sprzedam. Natomiast oczywiście chętnie je pokażemy.
Czy tworząc Wasze prace, czerpiecie z motywów wzornictwa regionalnego okolicy, w której mieszkacie?
Alina: Tak. Oczywiście. W naszych pracach rękodzielniczych umieszczamy wiele motywów roślinnych czy kwiatowych, które pojawiają się na przykład na strojach ludowych. Są to często motywy z różami, jak te na talerzach i misach.
W najstarszych wykopaliskach archeologicznych odkrywane są przedmioty ceramiczne, które opisują ich właścicieli, sposób ich życia, a często ich historię, które dziś możemy odczytać z umieszczonych na nich inskrypcjach czy grafikach. A co o Was mówią wykonane własnoręcznie przedmioty?
Agnieszka: Przede wszystkim przedstawiają nas same, nasze emocje w momencie, w którym zostały wykonane. Nasze prace są bardzo osobiste, a ich ekspresja opisuje nasze charaktery…
Alina: I nie wszystkim sprzedamy swoje prace…
Dlaczego?
Alina: Jesteśmy związane ze swoimi pracami i jeżeli ktoś przychodzi do naszego stoiska i chce kupić „coś” lub „pierwszy lepszy przedmiot”, to niestety nie czujemy się z tym dobrze. Chcemy, by osoba odwiedzająca nas poczuła, że nasze wyroby są wyjątkowe, ponieważ wkładamy w ich wykonanie wiele z samych siebie. Chcemy, by nasze stoisko było jak galeria oraz by nasza praca była doceniana. Nasze stoisko na WielkoWiejskim Targu nie jest zwykłym punktem sprzedaży z ceramiką. Czujemy, że każda nasza praca odnajdzie tam właściwego sobie właściciela, tak jak to było ze sprzedażą figurki z postacią niedźwiedzia polarnego. Została ona sprzedana dopiero po trzech latach od jej wykonania. Czekała na zachwyconego nią klienta, który waśnie marzył o takiej figurce… by móc dołączyć ją do swojej kolekcji.
Agnieszka: Lubię robić tabliczki z magnesami, z różnymi tekstami życzeń i sentencjami. Wielokrotnie zdarzyło się, że tabliczki te, podarowane później komuś, były bardzo ważnymi prezentami pomagającymi wyrazić uczucia osobom, które nie były w stanie ich przekazać, na przykład zmagając się z niepełnosprawnością.
Bardzo dziękują za rozmowę. Życzę Wam, by Wasza pasja kwitła i była podziwiana oraz doceniana. Okazji w tym roku będzie wiele, na przykład podczas kolejnych wielkowiejskich spotkań pod Urzędem Gminy w Szycach.
Rozmawiał Janusz Bończak
Istota.info, koordynator WielkoWiejskiego Targu